30 sierpnia 2017

I dunno but The Pop knows what

I dunno if hearing witness of Adam Szustak changed completely my life. I think... that these words are still working in me and... who knows, maybe for a time span it will turn out that this not-such-excited-afternoon remain in my mind or in my quickly-forgetable particular affairs as the most valuable and the most significant moment in my whole life. Bye for now, I could see my transition which has been occuring since some time.

So...

I must to go downstairs, to eat a dinner, though I am going to stop writing and do what I am supposed to do. Then I will do the next supposedly important things to do and then alternates...

So long, bears!

29 sierpnia 2017

Taka, jaka jestem

Chciałam uciec od tego, kim jestem, bo wydawało mi się, że osoba, którą byłam, nie nadaje się do niczego. Chciałam być mądra, ale już nie w takim znaczeniu jak kiedyś, gdy w sercu gimnazjalistki zrodziło się pragnienie bycia mądrym człowiekiem, myśl o tym, by nie powielać błędów moich poprzedników, by budować nowy lepszy świat... To nowe pragnienie mądrości wynikało z tego, że znalazłam się w otoczeniu osób dużo bardziej obeznanych w świecie, dużo więcej wiedzących, dużo bardziej "godnych" i "lepszych" ode mnie, która w porównaniu z nimi, wydawałam się sobie nieistotna, głupiutka i niewłaściwa w tym miejscu, na tym świecie. Więc to pragnienie nie było moje, ale takim się stało, bo nie chciałam być w tyle za tymi, do których chciałam być podobna, z którymi chciałam się zadawać. Uświadomiłam sobie, jak daleko mi do takiej osoby. Uświadomiłam sobie, jak bardzo bardzo bardzo bardzo mało wiem. Z tego powodu już nie mogłam wykonać praktycznie niczego dalej, bo myśl o własnej głupocie ograniczała mnie, zaczęłam w to wierzyć. W to, że jestem za słaba, że powinnam być kimś innym, a tym kimś nie jestem. I zaczęłam odrzucać siebie. Również swoje pragnienia, myśli, które były według mnie zbyt trywialne. Jednak nie byłam zupełnie bierna. Nie chciałam robić z siebie życiowego nieudacznika, bo, pomimo, że takim się czułam, wiedziałam z drugiej strony, że mogę coś sensownego w życiu zrobić, że mam talenty, możliwości, by choć część z tego wszystkiego, czego pragnęłam, osiągnąć. Dlatego zaczęłam sięgać po książki, które, wydawało mi się, zbliżą mnie do upragnionego celu. Właśnie. Książki, a nie wiedza. Bo jak już rozpoczynałam lekturę owych książek, przestałam się interesować treścią, byłam natomiast zaślepiona tym, że COŚ ruszyło, że może już zaczyna się ten proces, o który mi chodziło. I nigdy tych książek nie kończyłam. Książek, artykułów. A nawet, jeśli tak się zdarzało (na lekcje polskiego musiałam przeczytać coś w całości) nie mogłam się skoncentrować na przedstawionych wydarzeniach i w gruncie rzeczy nic albo bardzo niewiele z nich pamiętałam. Nadchodziły chwile, kiedy byłam dumna i mądra tylko przez to, że w autobusie wyciągam jakąś "mądrą" kserówkę i ją czytam, podczas gdy "inni, szarzy ludzie" myślą o "trywialnych rzeczach" ("nie to co ja"). Było to jakby lekarstwo na moją smutną i niszczoną przez siebie duszę. A więc ze skrajności w skrajność. Ostatecznie jednak coraz bardziej wpadałam w żałosny dołek melancholii i... było coraz gorzej. Czasem byłam już tak rozdrażniona wewnętrzną sprzecznością pomiędzy tym kim jestem, a tym kim chciałabym być, że nie tylko chciałam uciec od siebie, zaczęłam siebie nie lubić, ale nawet zaczęłam nie lubić swojego życia i szczerze mówiąc coraz częściej myślałam o tym, że chciałabym już nie żyć. Albo wyobrażałam sobie tragiczne doświadczenia, które mogą spaść na moją rodzinę i czerpałam niejaką przyjemność ze świadomości, że gdyby te sytuacje miały miejsce, wtedy ktoś przynajmniej darzyłby mnie współczuciem z logicznych pobudek niż tych, które przeżywałam, a które dla niewielu w moim otoczeniu były zrozumiałe. Lub inaczej rozumiane, mylone z depresją na przykład. Chwała Bogu, że te sytuacje nie miały miejsca. Boże, Ty wiesz o czym myślałam. Oddaję Ci te unicestwiające mnie myśli.
Więc było źle. Coraz gorzej. Jednocześnie jednak zaczęło zapalać się światełko. Relacje z Piotrkiem, Zosią czy Zuzą, a nawet z Marysią C. dały mi nadzieję i pokazywały, że nie wszystko stracone, że nie jestem taka beznadziejna, że nie działam zupełnie bez przyczyny. Czasem układało się dobrze, czasem źle, ale czas mijał. Po rekolekcjach w Michalczowej byłam niemalże w tej samej sytuacji. Bo znowu w większej grupie osób byłam tą "smutną, cichą, nudną" (to ciekawe, z powodu pragnienia bycia kimś lepszym, zaczęłam się staczać.. hm). Z tą tylko różnicą, że moja relacja z Pucem przybierała coraz wyższe poziomy. Określałam je wtedy według skali 10- punktowej. Na tamten moment ocena wynosiła 1/2 lub 2/3. To dawało mi jakąś siłę. Również rozczarowanie i smutek oczywiście, ale coś pozytywnego również. W miarę upływu czasu, wszystko uległo zmianie. Musiałam tylko się otworzyć, przyjąć do serca i umysłu parę rzeczy, zrobić coś, przeczekać coś, modlić się, spotkać się z paroma osobami, pójść na pielgrzymkę, powierzyć swoje życie Bogu i Maryi, zacząć żyć na nowo, respektując parę nadanych sobie punktów, porozmawiać z gromadką osób, które stanęły na mojej drodze... Musiałam przeżyć te dwa miesiące, żeby teraz, dzisiaj móc powiedzieć sobie: taka, jaka jestem, podobam się  Bogu. Taka, jaka jestem, jestem godna pięknego życia. Będąc taką, jaką jestem, chcę żyć i się rozwijać.


Taka, jaka jestem, pójdę do sklepu, kupię biały chleb i jabłka, może gałkę lodów ;) i wrócę do domu. Być może, bogatsza już o jakieś doświadczenie, nową myśl, nowe przeżycie.
Chcę żyć. Będąc prowadzona przez Ciebie, Boże. Inaczej upadnę i się nie zdołam podnieść.

22 sierpnia 2017

Nic nie m u s i s z

Dotarło do mnie, że moim głównym problemem jest robienie coś dlatego, by być akceptowaną, a nawet cenioną i podziwianą. W dzieciństwie (a nazywam tak okres do 16 roku życia) robiłam to, co uważałam za słuszne, a że było tym to, czego akurat ode mnie oczekiwano (nauka, staranie się o dobry, szczery kontakt z Bogiem), wszystko (no, prawie) szło gładko i nie byłam pogubiona w moim życiu. Było tak, jak gdybym żyła wśród ludzi, Ci ludzie jednak nie stawali mi zbytnio na drodze- a więc żyłam spokojnie troszcząc się o siebie i krąg najbliższych (czasem, trochę dalszych, ale wciąż niezbyt licznych) mi osób. Z czasem zaczęłam poznawać nowe osoby, moje kręgi poznanych ludzi znacznie się poszerzyły, zaczęłam tracić (nieświadomie zresztą) poczucie ogarniania umysłem ludzi,  którzy mocniej stąpnęli na mojej życiowej drodze. W końcu nie można było już wyliczać te osoby na palcach. Potem wiele rzeczy uległo zmianie.
Patrząc wstecz, czuję (bo umysłem, jak już wspomniałam, ogarnąć tego nie mogę), że wiele ludzkich istnień ważnych dla mojego rozwoju, takich, które odcisnęły we mnie często niezauważalny ślad, biorące udział w sytuacjach, w których się znalazłam, kształtowały moją osobowość. Ci wszyscy ludzie nie żyją ze mną na co dzień, nie spotykam ich w supermarketach, wsiadając do autobusu, przechadzając się ulicami Krakowa czy uczestnicząc w pielgrzymce. W tych miejscach mogę mieć do czynienia z wybranymi "ludźmi SP*". Mogę jednak spotkać się tam z niektórymi z nich i NIE POWINNAM od tych spotkań uciekać. Są one w końcu wyjątkiem, pewnym powrotem. Tak naprawdę zawsze powinny być czymś nowym, bo przeszłości nie można odtworzyć...
Za dużo skłębionych myśli, za dużo nie uporządkowanych , niedokończonych refleksji..
To, co dzisiaj szczególnie mnie dotknęło jest fakt i prośba... bycia sobą. Wolność, czym ona pachnie? Krwią, strachem, przełamaniem się, robieniem tego, co się chcę, ucieczką, marą, odwagą, bezczelnością, naiwnością, ironią? Czym jest? Doświadczenie wolności jest uzależniające. Ale droga, która do niej prowadzi jest kręta, pełna pułapek i wybojów: wszystko do dzisiaj prowadziło do tragicznego uświadomienia sobie, że klęczę na wilgotnej ziemi, z nosem zwilżonym rosą, bojąc się spojrzeć w górę, unieruchomiona w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń. Do takiego stanu przyczyniły się czynniki takie jak: lenistwo, brak cierpliwości i chęci ciągnięcia rzeczy do końca, czyli zniechęcenie, słomiany zapał czy brak akceptacji niedoskonałości. Klęczenie na tej ziemi bezwzględnie i nieubłaganie pokazuje mi, że ŻYCIE BEZ BOGA, W ZAUFANIU JEDYNIE DO SIEBIE JEST DO DUPY. Do dzisiaj. Bo nie do jutra, które jeszcze nie nadeszło. Ale jak nadejdzie, to pewnie i do jutra, do końca życia. "Bo ludzkie życie składa się z przegranych; przez te klęski człowiek nie wychodzi poza etap prób. Życie to próba spektaklu, który nigdy się nie odbędzie" (Amelia). Ale mogę dzisiaj, teraz, tonight wybrać to życie z Bogiem, wybrać i iść za tym. Bo oczywiście Sarze wolno żyć marzeniami o zdobyciu humanistycznej wiedzy i zamykać się w sobie, odcinając się od świata, który "mnie nie zrozumie, gdyż to, co chowam w sobie wystarcza mi na myślenie o sobie jako o wartościowym człowieku". (jasne, jesteś wartościowym człowiekiem, Bóg Ciebie stworzył i ukochał i powołał i powołuje. Więc nie zamykaj się w kokonie bezpiecznego antystresowego grzechu stagnacji, tylko wyjdź, pozwalaj Bogu się chronić, módl się, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie [św. Loyola] ), w końcu każdy ma niezbywalne prawo do zmarnowania sobie życia. Ale Ty chyba nie chcesz go zmarnować, co?
Pokora. Kolejne słowo na dziś. To ona daje nam moc do realizowania naszych celów w wolności. Człowiek wolny i pokorny nie stresuje się dodawaniem sobie niemożliwych do spełnienia celów będących w jego zasięgu, ale nieodpowiednio zaplanowanych. Bo jaka to głupota i pycha myśleć, że w dwa miesiące, ba! Podczas całego życia człowiek zdąży zmądrzeć i posiąść całą wiedzę. 
Wróć do korzeni. Dokonaj ponownej reasumacji. Co jest moim życiowym celem? Wiedza? Pogłębianie życzliwej, pełnej miłości relacji z ludźmi? Pomoc innym? Rozwijanie pasji? Czy ja, Sara Kieblesz, nie chcę po prostu rozgłaszać Miłosierdzia? Zbawienia? Miłości? Czy ja nie chcę być mądrym człowiekiem? Szczęśliwym? Takim, który jest dla innych pomocą i osłodą? Po mojej niechybnej śmierci co po mnie zostanie? Co zostaje w innych ludziach, z którymi mam do czynienia mniej lub bardziej? O czym świadczę? 

Jesteś wrogiem samej siebie, jeżeli blokujesz w sobie pragnienie myślenia.


"W Tobie żyję. W Tobie Panie. W Tobie umieram. W Tobie zmartwychwstaje"

"Cotidie morimur, cotidie enim demitur aliqua pars vitae" ("Codziennie umieramy, codziennie bowiem uszczupla się jakaś część życia"- Seneka Młodszy)

* Starej przeszłości






Non nascuntur sed fiunt christiani

Dzisiejsza wizyta w Niepokalanowie, a właściwie Paprotni, była bardzo inspirująca. Zamiast pisać- załączam zdjęcia, bardzo popularne na przestrzeni ostatnich trzech wieków, efekty ludzkiej spostrzegawczości i inteligencji. Ciekawe, kto dał jej początek...



 



 


 








I na koniec:

"Nie ma tak trudnych chwil, w których nieobecna jest wszelka nadzieja. Może powinniśmy tak istnieć, żeby po nas zostało dobro i piękno?" (M. Kościelniak)

PS:. okres dojrzewania naprawdę pełen jest życiowych rozważań i myśli o tym, jak ukształtować swoje życie, które przed nami... choć trochę, czeka z nadzieją, aż w końcu ruszę. Do przodu :)

PS2: To nie życie czeka, ale Bóg.

20 sierpnia 2017

Dann kam Amelie

"wyrzekła się wszystkiego, ale ceniła dyskretny urok drobiazgów. Jak Don Kichot postanowiła walczyć z okrutnym wiatrakiem ludzkich nieszczęść."
Była nieobecna, bo myślała o chłopaku, który wydawał jej się podobny do niej, zamiast zacieśniać znajomość, z tymi, których miała obok siebie. Wolała im porządkować życie, chociaż jej własne o wiele bardziej porządków potrzebowało, lecz, jak mawiała, "lepiej zajmować się bliźnim niż pogodzonym ze zmarłymi krasnalem ogrodowym".
Była dociekliwa, ale nie przekraczała nigdy granicy ludzkiej wrażliwości. Sama bowiem odznaczała się dużą dozą wrażliwości, odczuwała świat emocjami. Zwracała uwagę na drgania wywołane w trakcie ruchu. Nachodzące ją czasem poczucie harmonii i miłości do świata, ludzi, które zrazu odchodziło, by dać miejsce uczuciu przygniecenia przez bodźce, potem zaś wejść w stan (nie)groźnego odrętwienia.
Budziła się codziennie inna.
Często odczuwając obojętność.
Czasem rozdrażnienie.
Czasem pustkę.
Czasem szczęście.
Co rozbije się tratwą płynącą z prądem szaleńczych kropel deszczu za oknem na szybach Amelkowego królestwa i co towarzyszyć będzie się w orzeźwiającym chluśnięciu wody o twarz panienki tego ranka?
nie wie nikt... tylko Pan Bóg.


13 sierpnia 2017

was b l e i b t ?

Przeczytałam ostatnie paręnaście wpisów na tym blogu... i nagle zostałam wstrząśnięta tym, jak bardzo się zmieniłam.
Myśli, nastawienie, kolejne zakochania, złości, przyjaciele....
Przejście od dziecięcej radości do pełnego smutku bytu nastolatki... aż do spokojnej ekscytacji chwilą.

Nina dzwoni.
"wykorzystaj to"

"Albo umieramy
Albo żyjemy"

          Sonja, "Mężczyzna imieniem Ove"