21 marca 2021

 To ciężar mych dróg obranych

ze skórki niestartej

na okaleczenia głucha

Z leczenia korzysta 

I słucha 


Dusz co niepowczasie strumieniem gworzą tam nad lasem

Rankiem wychodzi naga - świeża i ponętna

Schodzi o północy, do wiar drzwi nie trzeba.






Kazdamytojawna mówi, żeby nie biec- schować 

mur niezbity, spraw niezgrabnych watah.


Mej ci ja użyczę skóry, zabierz tylko mnie ze sobą, w podróż powietrza twego do jamy


Niech stanę się gazem który wciągasz do płuc 

Osiedlizkiem skarpy starzeń

Twoich marnych praw i zdarzeń. 

Nie- nie trzeba

Sama sobie wezmę wodę. Studnia giętka, poniewczasie..


Nie, to czasie. Jest Cię więcej. Nie giń zatem.

Ja Cię tulę, zapowietrzam, kulę 

                                               gwarzę.



Śnij kochanku, nigdy nie chcę 

dniu mój miły, Z nim od rożki 

Śnij kochany, zgań me traty

Skłoń tu ucho

Zadrzyj haty

Zmory brak mi.


Gaj. 

       To brak mi


Chatę wolną buduj wolno

Tylko wolni zbudują.


Śrubnij mnie czaSem. Ja tęsknię zatem