27 lipca 2014

One day...

Korzystając z pięknej (aż za) pogody za oknem pragnę Wam coś napisać leżąc na łóżku, przykryta kołdrą i trzymając na kolanach laptopa. W dzisiejszy dzień pewnie większość z Was marzy o wskoczeniu do zimnego basenu, o coli z kawałkami lodu lub po prostu o tym, żeby tak piękną pogodę wykorzystać np:. do prac w ogrodzie czy do spotkania ze znajomymi. Ja Wam powiem, że to wszystko brzmi dla mnie jak bajka,  a ja co najwyżej rozłożę się na hamaku i będę czytać książkę, która nie pozwala mi się w całości przeczytać od jakichś paru tygodni.

Jednak, żeby nie było tak leniwie i pesymistycznie, opowiem Wam trochę o tym, czym powinnam się z Wami podzielić już stosunkowo dawno temu. Umknęło mi. To kolejna historia tym razem taka, którą być może z powodu  braku innych ciekawych przypadków będę wspominać jako moja 'wakacyjna przygoda'. I jak w dobrej opowieści, rozpocznę ją od następujących słów...


Dawno, dawno temu żyła sobie pewna dziewczynka. Często bolała ją głowa, szczególnie zaraz po przebudzeniu. Jej rodzina jak i koleżanki wyolbrzymiali ten problem, a z każdym dniem jeszcze bardziej w niego nie wierzyli. Ci, którzy dopiero ją poznali przejmowali się tym i jej współczuli. Pewnego dnia dziewczynka ta pojechała do innej krainy. Przystając na chwilę w pewnym miejscu, by rozprostować jej małe kości, weszła do wielkiego budynku. Były tam różne rzeczy. W pewnym momencie dostrzegła duże drewniane rzeźby. Gdy do nich dochodziła tak bardzo bolały ją plecy, że musiała się ich trzymać, żeby mniej bolały lub sprawiały przynajmniej psychiczny ubytek bólu. Zniechęcona, zawróciła i opadła na jedno bardzo miękkie łoże. Leżała tak dłuższy czas, pomijając zdziwione spojrzenia innych. W końcu wyszła z budynku i wyruszyła w drogę. Po przyjechaniu na miejsce od razu znalazła się w dużym łóżku; była bowiem bardzo zmęczona...



...W końcu przyszła do mnie mama. Zmierzyła mi temperaturę i już pół godziny później zajeżdżaliśmy pod masyw szpitala im:. J. Dietla. Miałam objawy, i to nie byle jakie. Podobno miało mi wyjść jakaś choroba nerek, jednak wyniki okazały się bardziej łaskawe. A i jeszcze nie wspomniałam dwóch rzeczy. Po pierwsze: nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w szpitalu z powodu choroby, po drugie, gdy tam przyjechaliśmy było coś po dwudziestej pierwszej. Po badaniach zajrzeliśmy jeszcze do apteki. Dość długo krążyliśmy w jej poszukiwaniu. W domu byliśmy znowu koło wpół do jedenastej (w nocy).


Teraz nie czuję się źle, jednak tabletki brać muszę... A to kolejna rzecz o której powinniście wiedzieć. JA NIE UMIEM POŁYKAĆ TABLETEK. Nie chodzi tu o takie małe (które mam teraz zaszczyt łykać), tylko o jakkolwiek większe. Nawet gdy je podzielę na cztery kawałki, mam trudność z ich połknięciem. Ostatnio jest coraz lepiej, jednak... Coraz więcej się o mnie dowiadujecie, nie?

Zawsze ta piosenka kojarzyła mi się z Jasiem i Małgosią

Która lepsza?


A jak u Was? :) 

Źródło: Grafika Google (jak prawie zawsze) ;)

2 komentarze:

  1. Naprawde poruszjaca historia ;c Szkoda że nikt jej nie wierzył
    http://teenluxy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby co nie jest to jakaś historia na miarę dramaru, po prostu czasami mam problemy z zatokami ;)

    OdpowiedzUsuń