2 lutego 2015

Dom

Wczoraj wieczorem wróciłam z- można by powiedzieć- innego świata! Dumne stwierdzenie, że mam domek "w górach", właściwie nie jest takie fałszywe. No, bo czy to moja wina, że gdy ktoś po usłyszeniu "góry" od razu wyobraża sobie ośnieżone szczyty gór lub coś w tym stylu? Mam w pewnym miasteczku, do którego jedzie się dwie czy trzy godziny z Krakowa, drugi dom, i jest to... fajne rozwiązanie. Nie jest może jakoś super wypasiony, ale jest duży, przynajmniej w porównaniu z domkiem w którym mieszkam zazwyczaj. Ma też o wiele większą działkę, która niestety w dużej mierze jest pochyła, więc biegać za bardzo się nie da, basenu raczej też nie postawimy. Przyjeżdżamy do niego praktycznie na każde dłuższe wolne, lub, czasami, gdy wolne trzeba sobie załatwić. Moi rodzice zaczęli go budować na początku swojego małżeństwa, mieli tam zamieszkać, bo, nawiasem mówiąc stamtąd pochodzi rodzina mojego taty. Ale los skierował ich do Krakowa, bo tutaj znaleźli pracę, i ogólnie standardy były wyższe. Lubię tą 'wioskę', ale cieszę się, że nie chodzę tam do szkoły. Jest to mała wieś, dlatego liceum nie posiada, a przedszkole, z tego co się orientuję, też nie jest zbyt dostępne. Dlatego, że nie bywamy tam przez cały czas, a również ze względu, że pieniądze wydawane były gdzie indziej, nasz dom nie jest wykończony. Ostatnimi laty, czyli od jakich dwóch lat, 'zabraliśmy' się mocniej za remont, lub w ogóle za przygotowanie pokoi. Najwięcej zrobiliśmy przez ostatnie parę miesięcy, dlatego możemy cieszyć się zrobionymi w większości pokojach. Dlatego też finanse się trochę skurczyły...

Ok, moja siostra wróciła ze sklepu, a ja już trzeci dzień nie chodzę do szkoły, chociaż jest poniedziałek. No cóż...Bye!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz