17 stycznia 2015

Anything could happend

Czy rzeczy, które denerwują człowieka mogą tak mocno nim wstrząsać, by nie mógł się przez nie uśmiechać? Ja być może problemy wyolbrzymiam, pewnie to zasługa mojego rozgrymaszenia. A być może w tym przypadku oznacza przyzwyczajenie do mojego dobrotliwego z natury zachowania, które teraz się (no powiedz to!) zmieniło.

Bo to, że niespodziewanie dostałam propozycję zastąpienia chłopca w przedstawieniu, na które ma się mimo choroby pojawić nie powinno być zbytnim problemem, prawda? Ale ja zmuszona wstać przed 9 w sobotni poranek, męczona bólem głowy, na dwóch trwających ok. 1,5 h próbach, byłam podobno najsmutniejszą osobą wśród reszty, których, nawiasem mówiąc, średnia wieku wynosiła 5/6/7 lat. A ja mam 15. Haha, good joke, Sara.

I tyle. Po powrocie o 11, zażyłam tabletkę, i na pocieszenie zasiadłam do kompa, włączając ulubione kreskówki (czytaj: YT). A teraz właśnie mam zamiar was pożegnać, ponieważ nie mam ochoty dalej pisać.

Coś rozruszającego? Proszę bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz