15 lipca 2014

Janicek

Siema!

No i w domu!

Tak, wróciłam. Właściwie wróciłam wczoraj koło 13, a do domu zajechałam coś po 14. Spałam 4 godziny, ponieważ oglądałam mecz, więc zasnęłam koło północy. Pozdrawiam wszystkich, którzy byli za Argentyną. Właściwie jeszcze rok temu byłabym za Niemcami, bo bardzo lubiłam ten język, jednak teraz już raczej tego nie czuję. Chociaż dobrze, że wygrał ktoś z Europy. Wracając do mojej historii o śnie, to o 3:30 zostałam obudzona i wyciągnięta na czczo na wschód Słońca. Poszliśmy oczywiście całą naszą około 30-osobową grupą, tylko, że musieliśmy się jeszcze wdrapać na górę, co jakoś szczególnie nie było fajne. Sam wschód też nie wspominam za dobrze, jednak ciekawie tak patrzeć na Słońce, które wschodzi, i które będzie nas cieszyć przez kolejny dzień. Chyba że akurat pogoda się zepsuje i będzie padało, lub jakże szanowne chmury przesłoni nam witaminoDdajne światło słoneczne. A tak zdarzyło się parę razy, ale no cóż.

Wyglądało to mniej więcej tak

Szczerze, to przepraszam, ale nie zrobiłam żadnych zdjęć moim aparatem, więc Wam ich nie pokaże. Musicie się zadowolić moimi opisami i tym, że zdjęcia z moją osobą na czyimś telefonie czy aparacie też mam, więc jeśli chodzi o wspomnienia, to zachowane będą. 

Ogólnie nasz plan dnia wyglądał tak, że budziliśmy się (a raczej KTOŚ o tak niemożliwie wczesnej porze budził nas chamsko dzwoniącym przez parę minut dzwonkiem przy uchu) o 7:30, potem mieliśmy rozgrzewkę na którą trzeba było pójść, a jak ktoś się spóźnił musiał odrabiać ćwiczenia (najgorzej było, kiedy spóźniłam się 4 minuty i do dzisiaj bolą mnie uda, bo robiliśmy "żabki" parę razy w górę i w dół).


O 8 planowane było śniadanie, a potem "garść informacji" przekazywało nam info, co w danym dniu mamy zaplanowane. Trzy razy było wyjście w góry, dwa razy były dni powiedzmy rekreacyjne (park linowy w deszczu-congrat- i termy w Białce, które były chyba w tym wszystkim najbardziej relaksacyjne). Codziennie była Msza Św., a z 4 razy wieczorki pogodne. W sobotę wieczorem był grill, gdzie po zjedzeniu 1,5 kiełbaski kazali ci tańczyć. Od razu mówię- nie wymiotowałam, wręcz przeciwnie byłam pełna sił. Dwa razy oglądaliśmy mecz- a raczej ja nie oglądałam ich całych, nawet finału, ponieważ grałam w badmintona. Grało się świetnie- tym bardziej, że odbijając lotkę przeciwnik jej nie widział, więc w pewnym momencie już nawet do trzech nie mogliśmy z koleżanką odbić.

Właściwie ciężko tak pisać, jak się wróciło. Niby niedaleko od domu, a jednak, kiedy nie ma ustalonego czasu na poszczególne rzeczy i śpi się w swoim zwyczajnym domu, a nie w pokoju z ludźmi twoim wieku to nie czuje się tego, że jeszcze niedawno tak było. Raz chciałam napisać coś w swoim dzienniku, a potem to wstawić, lecz podczas pisania zakręciło mi się w głowie, co uznałam za zły znak i od razu się położyłam.

Jeszcze będę pisać o wyjeździe, teraz jednak pójdę na obiad, a właściwie, jak to przerabiam i dodaję, jestem dawno dawno po nim.

I nasz obozowy przebój ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz