1 listopada 2018

Ostatni post.

Wprost nie mogę w to uwierzyć, że jestem w takim momencie, jakim jestem i tak się czuję. A czuję się wspaniale :) Może to dlatego, że nie ma szkoły, a na dzisiaj nie narzuciłam sobie szczególnych szkolnych planów. A może dlatego, że mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa, bo składa się na to słuchana właśnie muzyka, której nadaje być może zbyt dużą wartość, podniecając iskrę artyzmu i egzaltacji we mnie.
Chciałabym opisać, co właśnie czuję. Jest to trudne, ponieważ na przeżywanie siebie składa się bardzo dużo elementów. Są to wspomnienia, jest to nastrój obecny, który też wynika z przeszłych już zdarzeń, również, a może przede wszystkich tych najmniej odległych, chociażby z dzisiaj, ale też z przeżyć ostatnich dni, tygodni. Składa się na to świadomość szczęścia, jakie mam, świadomość Miłości Boga, serduszko rozbudzone ekscytacją, dziecięcą radością i kawą zrobioną przez nowiutki ekspres (rewolucja kawowa w domu Kiebleszów! :) ). Świadomość pewnej odnowy, odsłonięcia pewnych prawd o sobie, przynoszących wolność przede wszystkim. Uporządkowanie pewnych spraw, które leżały na strychu, zatęchłe i zostawione "na później". Prawdą jest to, że cały smutek, bezsens i ciężkość serca, które nazywałam sobie różnie, krótko mówiąc stan mojego ducha i ciała w sumie też z ostatnich miesięcy był najprawdopodobniej... skutkiem złego poczyniania sobie z samą sobą, nieprawidłowych nawyków, wkopywania się coraz głębiej i cieszenia się niejako z pogarszania się stanu. Brzmi mi to trochę.... jakby to nie była do końca prawda.. mimo wszystko tak, tak sądzę. Nie chcę uruchamiać całego "wyrzutowego" systemu skierowanego przeciwko mnie, tylko pragnę to tutaj napisać. Jakby dopisać ten rozdział, kończąc tę opowieść. I rozpocząć nową - że walka z tamtym się skończyła, dom radości, sensu, nadziejności, realności odbudował się, elementy dawnej mnie wróciły na miejsce. Mam jakieś obawy przed stuprocentowym uznaniem tego za prawdę, ale... czy coś wskazuje teraz na to, że jest inaczej? Zauważyłam zwyczajnie, że to co przeżywałam tak bardzo zamykało się w mojej głowie, że rzadko kiedy wychodziło na zewnątrz, by ktoś to zobaczył. Wydaję mi się, że dlatego zaczęłam przybierać maski utrzymywanego smutku. Nie twierdzę, że nieprawdą było to, co przeżywałam, bo odczuwałam to wszystko, chodzi mi tylko o pierwotną przyczynę. A teraz tak nie chcę. I tyle. Dlatego dążę do ujednolicenia myśli i słów, działań.

Boże utrzymaj mnie w tej nowości. I prowadź mnie do Prawdy i zmień we mnie myślenie, jeżeli się od niej oddalam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz