27 września 2017

brak spójności, kompozycji przemyślanej, słowem: eksperyment, zabawa

Przeżywałam czas jakiś i przeżywam wciąż, z przerwami-błyskami olśnienia, dół emocjonalnego uniżenia. W momencie tym na wyżyny rozpoznania się wznoszę, nie wiedząc dokładnie, lecz przeczuwając moment ponownego zanurzenia w głębinach fal-goryczy. Nie wiedząc, co na mnie spadnie, piszę dosadnie: dość. Mój mózg wcześniej jednak mym zamiarom chybił, rozumując, zresztą należycie, że żadnej "dości" nie doświadczę. "Dość" bowiem oznaczałaby śmierć ducha; dozwolona, kontrolowana, zatwierdzona przez instancję rozumu i serca. A na to nie pozwolę.
Bóg mym bogiem, ja natomiast jestem narzędziem, bynajmniej uczuć nie pozbawionym. Krążę, miotam się, myśli skaczą po głowie, ja jednak niewzruszona, choć okiełznać ich nie mogę. Myśli jak sprężynki młode wyskakują z pierzyn w wiosenny poranek, spodziewając się nadejścia powiewu świeżości, zaraz jednak tłumione przez władcę charyzmatyczności-buntownika - Autoblokadę. I tak w tym harmiderze wznoszą ręcę, chcąc zauważonymi być, różne partie, do różnych doktryn lgnących

i co zostaje


to był pokaz mózgowej zawieruchy, słowa nie spłynęły, lecz stuknęły, tańcząc po klawiaturze. i zostały. Przeczytajmy zatem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz