Szkoda, że nie poszłam dzisiaj na drogę krzyżową. Zamiast tego wracałam umęczona zakupami do domu. Zakupy przeciągnęły się; jednak dobrze, że to za mną. Myślę, że nowe rzeczy mi się przydadzą. Oczywiście nie obyło się bez przygód, a raczej bez wyjścia na jaw (znowu) braku mojego obeznania z Krakowem i z miejscami, które przecież powinnam znać (a przynajmniej jak dostać się z nich do domu). Pocieszałaby mnie myśl, że mam jeszcze trochę czasu, przynajmniej dotąd, jak nie zacznie szukać mnie policja ścigająca mnie wraz z przerażonymi (również moją głupotą) rodzicami. Ale nie, pościg nie ruszył, bo jakoś z moim śmiesznym szczęściem (i dobrym aniołem stróżem) udało mi się wykaraskać z zaistniałej sytuacji. Trudno, że parę mężczyzn w drodze do domu patrzyło się na mnie podejrzanie, a moja próba zapytania o drogę utknęła na tym, że trafiłam na cudzoziemkę. Z bólem głowy, lecz dotarłam. A jutro znów wyruszę w podróż. Tym razem nie będę musiała martwić się o to, jak trafić. Jadę na wieś.
Słuchanie piosenek Disney'a *-* *.* *-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz